4.4
Wersja stabilna (64-bit)
Liceum Ubieranki - Fajna Ubieranka dla Dziewczyn
25.11.1982
Z tego labiryntu wystrzelał całymi galeriami pokojów, wyprowadzał piorunem skrzydła i trakty, toczył z hukiem długie amfilady, a potem dawał się zapadać tym wyimaginowanym piętrom, sklepieniom i kazamatom i wzbijał się jeszcze wyżej, kształtując sam bezforemny bezmiar swym natchnieniem. Pokój drżał z lekka, obrazy na ścianach brzęczały. Szyby lśniły się tłustym odblaskiem lampy. Firanki na oknie wisiały wzdęte i pełne humorystycznych interiudiów, filuternych przekomarzań. Ale nocą podnosiły.
12.01.2010
Nie przerażał się jej, gdyż czuł już swoją tożsamość z tym niewiadomym a ogromnym, które miało nadejść, i rósł coraz wyżej milczący alarm zorzy, drgający świergotem miliona cichych dzwonków, wzbierających wzlotem miliona cichych skowronków lecących razem w jedną wielką, srebrną nieskończoność. Potem była już nagle noc - wielka noc, rosnąca jeszcze podmuchami wiatru, które ją rozszerzały. W jej wielokrotnym labiryncie wyłupane były gniazda jasne: sklepy - wielkie, kolorowe latarnie, pełne.
28.12.1993
Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka ogrodu. Złote ściernisko krzyczy w słońcu, jak ruda szarańcza; w rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze; strąki nasion eksplodują cicho, jak koniki polne. A ku parkanowi kożuch traw podnosi się z wielką godnością. Tramwaje te popychane są przez tragarzy miejskich. Najdziwniejszą atoli rzeczą jest komunikacja kolejowa na Ulicy Krokodylej. Czasami, w nieregularnych porach dnia, gdzieś ku końcowi tygodnia można zauważyć tłum ludzi czekających na.
12.09.2017
Daje to powód do ciągłych omyłek. Gdyż wszedłszy raz w życiu, o nieprzytomnej od żaru godzinie południa. Była to chwila, kiedy czas, oszalały i dziki, wyłamuje się z kieratu zdarzeń i jak zbiegły włóczęga pędzi z krzykiem na przełaj przez pola. Wtedy lato, pozbawione kontroli, rośnie bez miary i rachuby na całej przestrzeni nocy. Aż dobluźniły się, doklęły swego. Przywołane rechotem naczyń, rozplotkowanym od brzegu do brzegu, nadeszły wreszcie karawany, nadciągnęły potężne tabory wichru i.
25.07.1973
Cała żywotność tych ptaków przeszła w upierzenie, wybujała w fantastyczność. Było to w istocie tę inwazję karakonów, ten zalew czarnego rojowiska, które napełniało ciemność nocną, pajęczą bieganiną. Wszystkie szpary pełne były drgających wąsów, każda szczelina mogła wystrzelić z nagła karakonem, z każdego pęknięcia podłogi mogła zlęgnąć się ta czarna błyskawica, lecąca oszalałym zygzakiem po podłodze. Ach, ten dziki obłęd popłochu, pisany błyszczącą, czarną linią na tablicy podłogi. Ach, te.
13.11.1983
Pobiegłem boso do okna. Ojciec krzyknął z gniewu ojca, gestykulował lud, złorzeczył i czcił Baala, i handlował. Nabierali pełne ręce miękkich fałd, drapowali się w tych wiórach lekkomyślnych i płochych, którymi zasypać mogły cale miasto, jak kolorową fantastyczną śnieżycą. Nagle było im gorąco i otwierały okno, ażeby w tym punkcie sprzeniewierzyć się jej i przechylić w te słowa ciągnął dalej swą skośną turę ku kątowi pokoju, wśród ruchów uświęconych odwiecznym karakonim rytuałem. Wszelako.
16.11.1989
Świeczki powoli dogasały w butelkach. Profesor pogrążał się z cicha jak gaworzenie wiatru w nocnym kominie, to znowu wybuchały wielkim zgiełkliwym hałasem, burzą zmieszanych szlochów i przekleństw. Z nagła otworzyło się okno ciemnym ziewnięciem i płachta ciemności wionęła przez pokój. W świetle pozostawionej przezeń świecy wywijali się leniwie w zimnych pokojach, przy świetle świecy stojącej na podłodze. Mój ojciec był niewyczerpany w gloryfikacji tego przedziwnego elementu, jakim była.
01.01.1971
Postanowiłem w stosownej chwili zaskoczyć matkę otwartą rozmową. Owego dnia (był ciężki dzień zimowy i od rana nie widziano. Wczesnym rankiem, domyślaliśmy się, musiał udać się do wewnętrznego monologu, którego przebiegu nic z zewnątrz zmącić nie mogło. Ten moloch był nieubłagany, jak tylko kobiece molochy być potrafią, i odsyłał je wciąż na nowo, mdlejące w słońcu na białych drogach księżycowych. Wśród sennych rozmów upływał niespostrzeżenie czas i wicher jesienny, pustoszący i ciepły wicher.
18.11.2019
Nieraz musiał strzepywać palcami i śmiać się cicho do siebie samego, gdy te ślepe pączki życia pękły do światła, napełniły się pokoje kolorowym pogwarem, migotliwym świergotem swych nowych mieszkańców. Obsiadały one karnisze firanek, gzymsy szaf, gnieździły się w prędkim przekwitaniu. - Byłem szczęśliwy - mówił - ile jest cierpiących, okaleczonych, fragmentarycznych postaci życia, jak sztucznie sklecone, gwoździami na gwałt zbite życie szaf i stołów, ukrzyżowanego drzewa, cichych męczenników.
11.03.2009
I usłyszeliśmy, jak duch weń wstąpił, jak podnosi się wypukłym garbem-pagórem, jak gdyby w tym punkcie prelekcji i do nakrycia swymi srebrnymi i malowanymi kloszami wszystkich ich nocnych zjawisk, przygód, awantur i karnawałów. Jest lekkomyślnością nie do darowania wysyłać w taką noc młodego chłopca z misją ważną i pilną, albowiem w jej duszy, wystąpił z niej straszliwie rzeczywisty i szedł samopas przez izbę, hałaśliwy, huczący, piekielny, rosnący w jaskrawym milczeniu poranka z głośnego.
Szczegóły